Nie umrzeć za życia

Nawet jeśli mamy dziś do czynienia z oznakami powrotu religijności, jest ona mało przekonująca. Słynny włoski filozof Emanuele Severino twierdzi zresztą, że tzw. pokolenie Jana Pawła II czy ruchy odnowy w Kościele są oznakami przedśmiertnych konwulsji chrześcijaństwa. Umierającemu przed zgonem zazwyczaj się robi na chwilę lepiej.

Wierzyć w Chrystusa nigdy nie było łatwo. Nie sądziłem jednakże, że wizerunek dzisiejszego chrześcijaństwa przejdzie aż tak gwałtowne przeobrażenie z postaci wiary powszechnej i wspólnotowej – cechującej epokę konstantyńską, gdzie wszyscy zgadzali się co do głównych wartości Ewangelii, kto zaś tego nie robił, był uznawany za „odstępcę” lub „odszczepieńca” – w skromną, choć o wiele bardziej angażującą osobiście formę wyraźnie zadeklarowanych uczniów Chrystusa, będących niejednokrotnie w społeczeństwie coraz to bardziej spoganiałym, jak małe wyspy na oceanie świata. Choć statystyki nadal dumnie prezentują swe nadęte proporcje: ubyło nam tu, ale za to przybyło nam tam, dzisiejsze czasy wcale nie ułatwiają życia naśladowcom św. Franciszka, s. Faustyny czy Jana Pawła II. (…)

Jak się poczujesz, drogi katoliku, kiedy inni zaczną na ciebie spoglądać, jak na kogoś kogo wydobyto z sarkofagu? Twoje nabożeństwa piękne, ale trochę przeterminowane, twoje modlitwy – terapia tchórzy, twoje poglądy – jakby nadgryzione pleśnią. Iść za Chrystusem to iść pod prąd. Kto powiedział, że Ewangelia jest nieaktualna? Że kochać drugiego na całe życie to skansen, że rodzić dzieci to „taliban”, być wolnym od dominacji pieniądza i mody to trochę jak jazda po linie na jarmarku. Jasne, opowiedzenie się za Chrystusem kosztuje: czasem uśmieszek politowania czy wzruszenie ramionami. (…)

Istnieje w każdym z nas potrzeba czerpania wzorów z osób ważnych, ideałów. Cóż dziwnego w naśladowaniu Chrystusa? Najważniejsze, aby został On dobrze rozpoznany i zaakceptowany taki, jaki jest i według sposobu, w jaki chce nam się objawić. Wielu ludzi, zwłaszcza młodych, jest zainteresowanych osobą Chrystusa, lecz poznają go pod postacią, jaka przeniknęła do popkultury: z filmów, musicali, tekstów piosenek. A jest to często Chrystus podobny do Che Guevarry lub Gandhiego, jako ideał i wcielenie określonych wartości. Bez Kościoła, bez sakramentów, bez wymagań moralnych.

Naśladować Chrystusa to w pierwszej kolejności otworzyć Ewangelię i posłuchać przepowiadanego o Nim kerygmatu, czyli słowa zbawienia. Wpatrywać się w świadectwo życia tych, których Chrystus zafascynował i którzy Mu się oddali. (…) Naśladować Chrystusa to iść ze wzrokiem utkwionym w Nim.

ks. Robert Skrzypczak

CZYTAJ CAŁY TEKST

Close Menu